środa, 14 marca 2012

Namasu (surówka) z czarnej rzodkwi/rzepy i marchewki - tsukemono po raz trzeci

W zeszłym tygodniu byłem fizycznie obecny na zakładzie dwa dni, więc proszę mi wybaczyć brak wpisów. Nie ma pracy, -> nie ma bento -> nie ma wpisów. Bent na szybko (groch z kapustą zamrożony od świąt + rozmrożone kulki mięsne, albo kurczak teriyaki + ryż z furikake z torebki + dynia marynowana ze słoika) opisywać nie będę, póki mam jeszcze przepisy w zanadrzu.

Na początek ostrzeżenie: potrawa wydziela intensywny zapach. Bardzo intensywny. Niektórzy twierdzą, że wręcz cuchnie. Straszliwie. Eksperyment przeprowadzony w moim Zakładzie wykazał, że razi przez zamknięte drzwi na około 6 metrów. Klimatyzacja powoduje, że roznosi się jeszcze dalej (10-12 metrów). Woń ewoluuje od standardowego zapachu rzepy, przez kanalizę, do niespodzianki przyniesionej na butach, więc można się w razie czego wyprzeć, że to nie my, bo przecież nasza sałatka pachnie rzepą. Co wrażliwsi Robotnicy w naszym Zakładzie dokonali sabotażu* sterownika klimatyzacji, żeby go wyłączyć i pootwierali szeroko okna.

*Sterowniki w naszym Zakładzie są zaplombowane, bo powszechnie wiadomo, iż zmiana ustawień klimatyzacji jest główną przyczyną jej psucia się i wadliwego działania. Nieprawdą jest, jakoby wadliwe działanie klimatyzacji było przyczyną podejmowania prób zmiany ustawień przez Robotników. Zmian ustawień klimatyzacji, w szczególności temperatury w wybranym pomieszczeniu, może  w naszym Zakładzie dokonywać tylko Wykwalifikowany Personel Serwisowy**.
** Żeby nie było, że to wymyśliło Kierownictwo Zakładu. Wymyślił to właściciel obiektu, który wynajmujemy. Kierownictwo Zakładu dostrzega problem i walczy z nim, zachęcając do wzywania Wykwalifikowanego Personelu Serwisowego w przypadku jakichkolwiek problemów (lekko licząc 3 razy na tydzień). Jako tymczasowy środek zaradczy Kierownictwo ma u siebie w gabinecie grzejnik olejowy. Ja z kolegami mamy farelkę.

Rzodkiew czarna, to odmiana rzodkwi zwyczajnej, rośliny kapustowatej. W sklepach występuje pod nazwą "czarna rzepa" i ma rozliczne, zbawienne dla zdrowia właściwości, o których chętni mogą sobie poczytać tu. Fakt, że w moim namasu jest właśnie ona spowodowany był drobnym nieporozumieniem - wysłałem Robaczkowi SMS "kup rzepę", co Robaczek zrozumiał literalnie, i kupił czarną rzepę, a tym czasem ja miałem na myśli białą rzepę, czyli rzodkiew japońską, czyli daikon. Żadna strata, to jest dokładnie ten sam gatunek, tylko inna odmiana. Smak mają podobny, ale odróżnialny (odmiana czarna ma mniej delikatną teksturę i jest mniej słodka, nieco delikatniejsza). Ogrom problemu nazewniczego w przypadku rzodkwi można sobie poobserwować na tej stronie, poza tym mea culpa, rzodkiew należy do rodzaju rzodkiew, a rzepa do kapusta.

Namasu to japońska potrawa składająca się z cieniutko poszatkowanych warzyw, marynowanych w occie ryżowym przez kilka godzin - po polsku byłaby to po prostu surówka, ale jestem bentowy, japońsko-kuchniowy i napuszony, więc jest namasu. Podstawa przepisu pochodzi ze strony Just Bento, pozmieniałem trochę proporcje. Niestety miałem napad lenia, i zamiast cieniutko poszatkować ręcznie, grubiutko poszatkowałem w robocie kuchennym. Siłą rzeczy marynowanie było dużo słabsze.

Namasu z rzodkwi i marchewki
Daje 4 szklanki

  • jedna duża czarna rzepa (może być oczywiście biała rzodkiew)
  • 4 średnie marchewki
  • 4 Ł octu ryżowego
  • 1-2 Ł cukru
  • 1 Ł soli
  • (opcjonalnie) 1 suszone kaki/sharon/persymona
  1. Rzepę i marchew obrać i pokroić w cieniutkie zapałki. Posolić, wymieszać dokładnie i odstawić na pół godziny. 
  2. Rzepę i marchew dokładnie odcisnąć z wody, dodać pokrojone w cienkie paseczki kaki, cukier i ocet. Marynować w lodówce kilka godzin (najlepiej przez noc).

Surówka wygląda przeciętnie, ale smakuje bardzo dobrze. Z cukrem nie należy przesadzać - najlepiej dodawać go po trochu i próbować. Zamiast persymony (najbardziej lubię właśnie tą nazwę) można użyć suszonych brzoskwiń (próbowałem, całkiem niezłe) lub fig (nie próbowałem), albo innych suszonych owoców (można też nie dodawać niczego, albo dodać świeże). Suszone persymony są oczywiście w Polsce niedostępne (ja w każdym razie nie spotkałem), ale zrobiłem sobie sam - pociąłem owoc na mandolinie na cieniutkie plasterki i wysuszyłem w suszarce (takiej do grzybów - ale spokojnie można to zrobić w piekarniku). Po wysuszeniu wygląda tak: 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz